Czy wiecie, że pierwszy silnik elektryczny, który zastosowany został w samochodzie wyprodukowano już w 1899 roku? Ciekawostką zapewne będzie też dla Was to, że jako pierwszy pokonał barierę 100 km/h. Zastanawiające więc jest, że przez tyle lat samochody z silnikami elektrycznymi nadal są wypierane przez te, z silnikami spalinowymi.
W czasach, gdy olej napędowy oraz benzyna drożeje w zawrotnym tempie, postanowiono powrócić do korzeni motoryzacji i rozwinąć silniki elektryczne. Przyjdą czasy, że tradycyjne paliwa będą niedostępne dla zwykłego Kowalskiego, ze względu na malejące zasoby surowców, a co za tym idzie – wzrost cen. Wprowadza się więc powoli samochody z silnikami elektrycznymi, które nie są jeszcze na tyle doskonałe, by przekonać użytkowników do zakupu. Największym ich problemem sA akumulatory, które mają niewielką pojemność co sprawia, że przejechanie ponad 100 km na jednym doładowaniu to już wyzwanie. W dodatku akumulatory nie są zbyt trwałe i co kilka lat trzeba je wymieniać. Problem w tym, że koszt takiego akumulatora często przekracza 50% wartości całego samochodu.
Dlatego to właśnie konstruuje się pojazdy hybrydowe, w których to silnik spalinowy wspomagany jest przez silnik elektryczny. Pomaga to zaoszczędzić paliwa w warunkach miejskich, gdzie przeciskanie się przez korki zmniejsza jego zużycie, przełączając się na zasilanie akumulatorem. Jednak i to rozwiązanie nie jest do końca dobre. Trzeba wziąć pod uwagę fakt, że niewiele jest stacji, na których możemy naładować pojazd, w dodatku proces ten trwa dość długo.
Znajda się też tacy, którzy rewolucję w dziedzinie napędu widzą silniki wodorowe. Jest to wyjątkowo ekologiczny silnik, bo w wyniku jego spalania powstaje czysta woda. Można go tankować tak szybko jak paliwa tradycyjne, a do tego mamy go pod dostatkiem w oceanach. Problemem jest jednak to, że gdyby większość użytkowników przerzuciła się na tego typu samochody z silnikami wodorowymi, mielibyśmy prawdopodobnie wielki deficyt wody.
Podobnie ma się sytuacja w przypadku silników elektrycznych. Choć dziś prąd wydaje się być tanim paliwem, to jednak gdyby został on wykorzystywany na tak dużą skalę jak ropa, prawdopodobnie cena energii elektrycznej wzrosłaby do wymiarów niebagatelnych. Elektrownie nie wytrzymywałyby przeciążeń, a nałożona akcyza i podatki spowodowałyby brak chętnych na tego typu pojazdy.
Na Uniwersytecie w Tulane w Stanach Zjednoczonych Ameryki trwają wszelkiego rodzaju próby i testy, by wykorzystywać makulaturę do produkcji ropy.
Badacze pod kierownictwem profesora Davida Mullina odkryli szczep bakterii, zwany TU-103, który karmiony papierem wytwarza alkohol butylowy. Obecnie związek stosowany jest jako rozpuszczelnik lub składnik perfum, ale jeśli uda się wykorzystać bakterie na skalę przemysłową, stanie się idealnym biopaliwem. Spala się bowiem identycznie jak benzyna i w przeciwieństwie do obecnie używanych biopaliw mozna go wlewać do baku bez potrzeby modyfikowania silników i pojazdów.
I choć to rozwiązanie wydaje się być wielką ciekawostką i pewnie olbrzymim odkryciem, to jednak używany na tak dużą skalę zapewne nie przyniesie korzyści zwykłemu śmiertelnikowi, tylko wynalazcom i pośrednikom. Jak świat długi i szeroki, wszelkie nowinki techniczne i wynalazki powstają dla pieniędzy, bo to jest motorem napędowym pomysłowości i działania. Z jakiego źródła energii byśmy więc nie skorzystali i tak za niego zapłacimy słono.