Sylwester, to wyjątkowy dzień. Ludzie cieszą się z kolejnego roku dołożonego do ich konta, piją na umór i zachowują się jak najdziksze zwierzęta z buszu. Rzucanie petard pod nogi, pod samochody, na balkony, klatki schodowe czy w końcu rakiety wystrzeliwujące w twarze gapiów czy w ściany budynków to norma.
Jest taki film zatytułowany „Noc oczyszczenia”, pokazujący Amerykanów, którzy na masową skalę popełniają najbrutalniejsze przestępstwa. Aby zapobiec takiej masowej masakrze, władze krajowe wprowadzają tzw., „noc oczyszczenia”, podczas której przez 12 godzin obywatele mogą robić wszystko. Zabijać w jakikolwiek sposób innych ludzi nie ponosząc za to żadnych konsekwencji. To sprawia, że w ciągu roku ludzie starają się powstrzymać od popełniania morderstw i zabijają w „noc oczyszczenia”.
Myśle sobie, że taka noc oczyszczenia to swojego rodzaju obchodzony Sylwester, gdzie co niektórym wydaje się, że mogą wszystko. Pijane hordy ludzi maszerują ulicami, spotykają się na rynkach miast, rzucają petardy, rzygają, szczają, srają, a co niektórzy niszczą coś po drodze. Tego dnia nikt im tego nie zabrania, a Policja wydaje się tego nie widzieć. Sylwester wydaje się być dniem przyzwolenia na picie i sikanie w miejscach publicznych. Mimo, że popełnione tego dnia wykroczenia czy przestępstwa karane są tak, jak każdego innego dnia, to jednak ma się to poczucie, że w Sylwester można więcej. Istna noc oczyszczenia…