Media poruszają ostatnio temat kierowców, którzy regularnie łamią przepisy i zabijają ludzi na pasach i przystankach autobusowych. To sprawia, że opinia publiczna zaczyna mieć dość piratów drogowych, a to z kolei poruszyło polityków do działania. I tak o to od lewa do prawa, politycy prześcigają się w propozycjach, by bardziej uciemiężyć niesfornego kierowcę, by ten wreszcie zrozumiał, że nie warto pędzić na złamanie karku.
Fajnie, że politycy zaczęli o tym mówić, bo jest szansa, że wprowadzą jakieś nowe prawo i niektórzy kierowcy zaczną jeździć bezpieczniej. Niestety politycy zaczynają także prześcigać się w pomysłach typu:
- w okolicach szkół wprowadźmy ograniczenie prędkości do 30 km/h,
- na niebezpiecznych przejściach dla pieszych ustawmy progi zwalniające,
- albo ten, żeby montować w dużej ilości światła dla pieszych
Niestety żaden, ale to żaden polityk nie poruszył jedynego i fundamentalnego problemu na polskich drogach. – Zbyt duża tolerancja w łamaniu przepisów. Nie pamiętam kiedy ostatnio w terenie zabudowanym jechałem przepisowe 50 km/h. Sam łamię te przepisy i zazwyczaj zbliżam się do 70 km/h. Nie napisałem tego dlatego, żeby się chwalić, ale przyznajcie, że niemal każdy z was łamie przepisy ograniczające prędkość, bo zwyczajnie jest na to przyzwolenie. Jak ktoś w mieście jedzie przede mną przepisowo, to wyzywam go pod nosem.
Po co więc wprowadzać ograniczenia prędkości do 30 km/h przy szkołach, skoro i tak nikt nie będzie go respektował. Uważam, że jedyną szansą na jakąkolwiek zmianę bezpieczeństwa na naszych drogach jest kategoryczny zakaz przyzwolenia na łamanie ograniczeń prędkości choćby o 1 km/h.
Przekroczenie prędkości o 1 km/h powinno zakończyć się mandatem karnym w wysokości 100 złotych. Przekroczenie prędkości o 6 km/h – 200 złotowym mandatem, a potem o 11 km/h – 500 złotych i tak każde kolejne 10 km/h o kolejne 500 złotych…
A więc, zero tolerancji przy łamaniu przepisów ruchu drogowego i wysokie mandaty. Jazda pod wpływem alkoholu bezwzględne ograniczenie wolności na okres 1 roku i na 10 lat odbieranie prawa jazdy. Tylko, że kara więzienia powinna odbywać się w zakładzie otwartym, z możliwością wyjścia tylko do pracy i zarabianie na siebie oraz opłacanie pobytu w takim miejscu, by podatnik nie tracił bezsensu pieniędzy na debila.
W przypadku wypadków winny powinien dostawać karę adekwatną do popełnionego czynu, a nie karę pocieszenia i to jeszcze w zawieszeniu. Myślę, a nawet jestem pewien, że gdyby wprowadzić zero tolerancji w łamaniu przepisów w ruchu drogowym, po pierwszym roku śmiertelność na drogach spadłaby przynajmniej o połowę, a ci który nadal by chojrakowali za kierownicą, traciliby prawo jazdy, płacili za to fortunę, albo w ostateczności trafiali do więzienia…