Przyznam szczerze, że czekałem na ten mecz z wielką niecierpliwością. Po nieudanym starcie Wisły Kraków, Polonii i Legii z Warszawy, nie mamy już żadnego innego kandydata na start w europejskich pucharach. Brak polskich drużyn w europie, to brak emocji przez kolejny rok. Lech Poznań miał dziś pokazać, że jest kontynentalnym średniakiem, który powinien wyeliminować europejskiego słabeusza – Club Brugge. Tak przynajmniej „mówiło” się o przeciwniku Kolejorza na internetowych forach.
Mecz się rozpoczął, a emocji ewidentnie brakowało. Po każdym zagraniu piłkarzy z poznania, piłka lądowała pod nogami belgów. Bardzo słaba gra lechitów, niedokładne podania, szybka strata piłki i brak dobrego przyjęcia sprawiły, że mecz był bardzo nudny. W dodatku ten „wspaniały” stadion we Wronkach spieprzył cały klimat. Oczywiście trzeba tą sytuację zrozumieć, przecież stadion na Bułgarskiej w Poznaniu budowany jest na Euro 2012 i oczywiście dla klubu. Kibiców było ledwo słychać, a realizacja meczu przez telewizję Polsat była delikatnie mówiąc beznadziejna. W momencie, gdy piłka lądowała w polu karnym drużyny z Club Brugge, położenie kamery z wysokości pola karnego i przybliżenie tak duże, że na ekranie mieścił się tylko piłkarz sprawiała, że nie wiedziałem, w którym w ogóle miejscu pola karnego znajduje się piłka i zawodnik.
Pierwszą połowę, jak i cały mecz wizualnie lepsi byli belgijscy piłkarze. Bardzo często na boisku miało miejsce pewne zagranie, które kompletnie nas rujnowało. Po strzale na bramkę Kasprzika, realizator pokazywał powtórkę. W międzyczasie bramkarz wykopywał piłkę i po zakończeniu powtórki piłkarze Brugge znów byli przy futbolówce i znów konstruowali szybkie ataki. Uważam, że Lech miał dziś więcej szczęścia niż rozumu. Widać, że Belgowie przeanalizowali naszą taktykę i rozbili nas doszczętnie.
Słabą stroną lechitów były długie podania, które prawie w ogóle nie przynosiły pożądanego rezultatu. Za każdym razem pojedynki główkowe wygrywali przeciwnicy. Widać było, że słabym punktem teamu z Club Brugge był bramkarz. Miał tylko to szczęście, że piłkarze Lecha nie mieli w meczu żadnej okazji by strzelać z większej odległości. Zauważyłem też, że gdy poznaniacy podawali sobie piłkę od buta do buta i szybko była zagrywana do partnerów, Belgowie zaczęli się gubić.
Zwycięstwo Lechowi Poznań zapewnił strzał Peszki, który w doliczonym czasie drugiej połowy meczu, strzelał na bramkę Stijnena, która po zmyłce Rengifo szczęśliwie wpadła do siatki. Śmiało można powiedzieć, że piłkarze Kolejorza nie zasłużyli na zwycięstwo w tym meczu, ale lepiej kiepsko grać i wygrać, niż grać dobrze i przegrać. Teraz przyjdzie czas na rewanż w Belgii i śmiem przeczuwać, że to będzie morderczy bój. Powtórka z niemiłej rozrywki z poprzedniej edycji pucharu UEFA z Udinese, może przynieść niepożądany rezultat. Wynik dwumeczu jest sprawą otwartą, ale liczę na polski zespół i wierzę, że nie będą siedzieć tylko na własnej połowie, by bronić dostępu do bramki.
Jakby nie pisać o tym meczu, był na niskim poziomie z obu stron ze względu na niedokładność. Z gry jednak więcej mieli piłkarze z Club, którzy dokładnie podawali piłki i byli zdecydowanie lepiej przygotowani fizycznie i technicznie. Po nudnym meczu, znów czekam z niecierpliwością na mecz rewanżowy…, i sukces Lecha Poznań.