Frekwencja wyborcza

Nasza polityka w pewnym momencie była na tak niskim poziomie, że z wyborów na wybory chodziło na nie coraz mniej wyborców. Frekwencja spadała, a w mediach mówiono o niedojrzałości Polaków, o słabym poczuciu demokracji i ogólnie postrzegano Polaków jako ludzi mających wszystko w dupie.

Od kilku lat z wyborów na wybory frekwencja rośnie, a w ostatnich wyborach parlamentarnych przekroczyła 61%. Idąc za doniesieniami medialnymi śmiało można więc powiedzieć, że Polacy dojrzeli, mają wysokie poczucie demokracji i nie mają już wszystkiego w dupie.

Tymczasem uważam, że za wysoką frekwencją stoją dwa powody. Pierwszy to taki, że Polacy w polityce stają się coraz bardziej agresywni. Wojna pomiędzy PiS, a PO sięga tak wysokiego poziomu, że za kilka lat będą miały swoich ultrasów, którzy napierdalać się będą w ustawkach gdzieś w lesie. Drugi z powód wysokiej frekwencji jest taki, że Polacy poczuli, że mają zbyt wiele do stracenia. – Przekonuje o tym przede wszystkim wynik wyborczy PiS. Mam takie wrażenie, że Polacy nigdy wcześniej nie wierzyli w polityków tak bardzo i nigdy wcześniej nie dostali tyle od polityków co w ostatniej kadencji. Gdyby było inaczej, to frekwencja nadal miałaby tendencję spadkową i zamiast bić rekord po 89′ roku, sięgałaby już dna.

Uważam także, że jeśli w kolejnych wyborach frekwencja przekroczy 70%, to Polacy będą napierdalać się na ulicach w imię partii. Gdy przekroczy 80%, dojdzie do wprowadzenia godziny policyjnej, a żywność wydawana będzie na kartki. Gdy frekwencja przekroczy 90%, dojdzie do wojny domowej, w której sąsiad sąsiada mordował będzie szpadlem czy widłami. Jeśli natomiast frekwencja wyborcza osiągnie wynik 100%, to będzie znak, że nie ma już tu demokracji.

stat4u