Sens meczów wyjazdowych

W ostatnim czasie kibice oraz media znęcają się nad trenerem reprezentacji Polski Franciszkiem Smudą jak i PZPN-em. Zadają im pytanie, jaki jest sens wyjeżdżać na spotkania na drugą stronę globu i wrócić nie do Polski, lecz Niemiec i zagrać tam z Białorusią? Zastanawiają się również, dlaczego PZPN nie szuka przeciwników w Europie, skoro przygotowujemy się do rozgrywek na szczeblu europejskim? Wiele pytań, wiele odpowiedzi.

Ja jestem zdania, że nie ma sensu zastanawiać się nad odpowiedziami na wszystkie te pytania. Należy się chyba zastanowić, czy jest sens aby drużyna, która jest gospodarzem turnieju nie brała udziału w eliminacjach. Mówię tu nie tylko o mistrzostwach Europy, lecz także mistrzostwach świata. Można by chyba zrobić tak, że w przypadku Euro 2012 Polska oraz Ukraina brałyby udział w eliminacjach, ale miałyby z góry zapewniony awans. Z jednej strony, kadry miałyby ustalony terminarz rozgrywek, bez zbędnego szukania rywala na ostatnią chwilę i płacenia wielkich sum za mecze towarzyskie.

Jest oczywiście jeszcze więcej pozytywnych aspektów, rozgrywania meczów eliminacyjnych. Wiemy jak wygląda w tej chwili ranking Historyków i Statystyków Piłkarskich. Znajdujemy się w nim w okolicach 70 miejsca tylko dlatego, że rozgrywamy mecze towarzyskie, za które przyznaje się mniej punktów za dobre wyniki. Po dwóch latach bez względu na wyniki lecimy coraz niżej. Są i tacy co się śmieją, że w Afryce Sudan podzielił się na dwa państwa, więc spadniemy w rankingu o kolejne miejsce. I choć może się wydawać to śmieszne, jest jak najbardziej niekorzystne dla kibiców, kadrowiczów, a przede wszystkim działaczy, którzy z tego tytułu dostają cięgi.

Mało tego. Mecze towarzyskie z kim by nie były nie tylko nie przyciągają kibiców na stadiony, ale i oglądanie tych meczów o nic nie ma zbytniego sensu. Wcześniej, gdy tylko leciał mecz w telewizji, emocje w moim domu, a dokładniej pokoju, a jeszcze precyzyjniej w mojej głowie były tak duże, że wszyscy sąsiedzi wiedzieli, że jest mecz i kurdupel go ogląda. Jeśli byłem zły, walnąłem pilotem z podłogę. Jeśli czekałem na zakończenie meczu stałem przed telewizorem jakbym był na trybunach. Nieudolną grę komentowałem w sposób wulgarny, a po meczu poszedłem się wykąpać, bo byłem cały mokry z wrażenia.

W tej chwili mecze reprezentacji Polski przyjmuję z wielkim spokojem, bez emocji, a weekendy na reprezentację uważam za stracone. Wolę oglądać mecze polskiej Ekstraklasy, bądź innych lig transmitowanych na Canal+. To jest przejaw, że tracę zainteresowanie kadrą, co było do tej pory czymś niesłychanym w moim przypadku. Na szczęście to Euro i tak przyniesie dla naszego rodzimego futbolu więcej zysków niż strat. Tylko ten turniej był w stanie wybudować stadiony, które będą nam służyć do oglądania, mam nadzieje coraz lepszych widowisk. Następną rundę eliminacyjną do mistrzostw świata z Anglikami na pewno zagramy na 55-tysięcznym stadionie narodowym w Warszawie. Czyż to nie piękne, że teraz będziemy się już tylko wstydzić za wynik sportowy?