O gustach się nie dyskutuje – mawiają. Obejrzałem horror „Hereditary”, który okrzyknięty został niemal najlepszym horrorem ostatnich lat. To prawda, ma w sobie coś, ale kurwa nie aż tyle. Poza tym o tym filmie powiedziano tyle dobrego, że miało się wrażenie, że to musi być świetny film. To trochę tak, jakby ktoś mi powiedział, że ma tak dobrą wodę gazowaną, że po jej wypiciu szczał będę na 5 metrów i w dodatku mocz będzie gazowany, a tymczasem okazuje się, że ciśnienie jest mniejsze niż po rosole.
Ale z gustem jest też tak, że nie chodzi tylko o to, czy film jest fajny czy nie? Chodzi także o nasz nastrój, nastawienie psychiczne, fizyczne czy jeszcze jakąś inną zmienną. To tak jak z muzyką. Gdy wieczorem słuchasz jakiegoś utworu i ci się podoba, a rano go włączasz i już po chwili nie masz na niego ochoty. Zmienił się klimat, zmienił się nastrój i muzyka rano wydaje się już nie tak fajna.
Najwyraźniej i ja z tym filmem nie trafiłem w punkt, a może po prostu 90% wielbicieli tego filmu trafiło na niego w odpowiednim czasie? Już sam nie wiem, czy to wina filmu, czy to moja wina, czy po prostu zbieg okoliczności sprawił, że film podobał się tak szerokiemu gronu widzów?