„Wampir z Zagłębia”

Ostatnimi czasy zainteresowałem się historią “Wampira z Zagłębia”, który na przełomie lat 60-tych i 70-tych mordował kobiety. Najpierw obejrzałem film fabularny “Jestem mordercą” (2016), następnie film dokumentalny o tym samym tytule z 1998 roku, poczytałem trochę w internecie, aż wreszcie trafiłem na książkę “Wampir z Zagłębia” Przemysława Semczuka.

Do zakupu tej książki zachęcił mnie opis na okładce:

Bezlitośnie, rzetelnie, z chirurgiczną precyzją. Dziennikarska sekcja zwłok najsłynniejszego przestępcy PRL-u. Bez tej książki nic nie wiecie o sprawie Marchwickiego.

Oczywiście wiecie jak to jest z recenzjami. Zazwyczaj kolega kolegi, znajomy znajomego, wydawca wydawcy i takie tam pierdoły. Piękne opisy, by kupić produkt.

Przyznam szczerze, że jestem zawiedziony tą książką. W sumie to nie wiem na co liczyłem. Zauważyłem także, że trudno mi się czyta literaturę faktu, bo oczekuje Bóg jeden raczy wiedzieć czego, a nie dostaje nic, co by mnie połechtało. W sumie z tej książki oprócz tego co wiedziałem wcześniej, dowiedziałem się, że Marchwicki podczas pobytu w areszcie napisał pamiętnik, a w nim wszystkie morderstwa. – Ta sprawa jest tak zamotana, że w sumie nie to wiadomo, czy to pisał on, czy ktoś inny, a może ktoś mu dyktował…

Najtrudniej w tej książce czyta się fragmenty zeznań pisemnych Marchwickiego, które zapisane są bez znaków interpunkcyjnych, bez ładu i składu, więc można także wywnioskować, że poziom inteligencji oskarżonego oscyluje w granicach “głowonoga”.

Jak sam autor napisał, czytał akta sprawy przez rok, więc zapewne włożył wiele pracy i serca w napisanie tej książki, by to wszystko zrecenzować i podać opinii publicznej fakty związane ze sprawą. Trzeba jednak przyznać, że jeśli już coś wyczytałeś lub widziałeś film dokumentalny o “Wampirze z Zagłębia”, to z tej książki niewiele więcej się dowiesz…

Mam także wrażenie, że gdybym kompletnie nic nie wiedział o Marchwickim, to może nawet niewiele bym zrozumiał z tej książki. Opisy na okładce zachęcające, a w środku lipa. Moja narzeczona zwróciła się do mnie o tę książkę, więc pożyczyłem jej i z ciekawością czekałem na jej recenzję. Po kilku dniach mi ją oddała i powiedziała, że po kilku stronach nie miała jej ochoty czytać, bo tak naprawdę nie wie co czyta. – Ta opinia ma dla mnie mocne argumenty, że dla kogoś kto w ogóle nie zna sprawy będzie zbyt skomplikowana, a dla kogoś kto sprawę zna, nie znajdzie w niej nic, czego już nie wiedział.

Opublikowany 2018-01-18
stat4u