Choć wydawać by się mogło, że temat na który tutaj piszę jest prywatną sprawą małej parafii, to jednak dotyka on większy kontekst i podejście szerokorozumianego kościoła do parafian. W mojej małej miejscowości stoi niewielki kościół, wybudowany pierwotnie w XIV wieku. W wieku XVII spalił się, został odbudowany, a dziś po kilkuset latach okazuje się, że jego drewniana konstrukcja jest na tyle zjedzona przez korniki, że czas go wyremontować i to od podstaw…
Renowacja kościoła to koszt około 2,7 miliona złotych, z czego 85% czyli 2,3 miliona złotych na odbudowę dołoży państwo z funduszu na renowację zabytków. Problem jednak w tym, że 400 tysięcy złotych musi zostać wyłożona z własnych funduszy. I tu uwaga! – Pieniądze mają zostać zebrane wśród parafian! Jak więc wyliczono na podstawie liczby parafian (2500) oraz liczby gospodarstw domowych (400) każde z tych gospodarstw powinno wyłożyć po 1000 złotych, czyli w sumie brakującą kwotę 400 tysięcy złotych.
I w sumie nie byłoby w tym nic aż tak wielkiego, bo w małych społecznościach, a szczególnie na wsi kościół to taki swojego rodzaju łącznik. Nie ma tutaj marketów, siłowni, kręgli, sali bilardowej, czy czegokolwiek, co mogłoby łączyć ludzi. – Jest za to kościół…
Najbardziej w tej całej historii wkurwiło mnie to, że te brakujące 400 tysięcy złotych powinno zostać wyłożone przez kurię, która de facto zarabia na tym, że jest tu kościół. Pogrzeby, wesela, chrzty czy msze, to jest nieopodatkowany biznes, którego nie powinno się wspierać z pieniędzy parafian.
Poza tym dowiedziałem się, że nasza kuria okazała się być bardzo hojna dla nas i postanowiła wyłożyć za nas owe 400 tysięcy złotych, ale tym samym żąda od nas zwrotu tych pieniędzy! Aby było śmieszniej, daje nam (sobie) ten kredyt na 3 lata i będąc tak dobrodusznym i wspaniałym nie weźmie z tego tytułu odsetek. Wiem, że do niektórych to przemawia i nie widzą w tym nic złego, ale gdybym ja chciał wybudować burdel, z którego będę ciągnął zyski, za pieniądze zebrane od okolicznych mieszkańców i w dodatku dał tym ludziom (sobie) kredyt na 3 lata, dobrodusznie nie pobierając za niego odsetek, to zapewne popukaliby się wszyscy w głowę. Skoro jednak kościół robi coś takiego, to niewielu widzi w tym problem.
Nie chciałbym zostać źle zrozumianym. Nie mam nic przeciwko temu, by powstał odnowiony kościół. Nie jestem wrogiem kościoła, ale nie pozwolę, by ktoś robił mnie w chuja tylko dlatego, że uważa mnie za głupka nie potrafiącego myśleć samodzielnie. Wiem, że w dużej części lokalna społeczność powiesi na mnie psy, że nie dołożę swojej symbolicznej cegiełki by budować obłudę wewnątrz kościelną. Jeśli kościół się zawali, a ci którzy na nim zarabiają nie będą chcieli go odbudować, to niech przeniosą biznes i „kręcą lody” gdzie indziej.