Od kilku tygodni w mediach mówi się o upadku Wisły Kraków. Nie będę wypisywał o tym, że mają wielomilionowe długi, że piłkarze nie dostają pensji od miesięcy, że co chwilę słychać o ewentualnych inwestorach, którzy się wycofują. Chodzi o sam fakt, jak na prowadzeniu klubu piłkarskiego można zrobić wałki, dorobić się i zacząć od zera.
Załóżmy, że Wisła Kraków bankrutuje. Sponsorzy, darczyńcy, czy ludzie udzielający pożyczek klubowi tracą wszystkie swoje pieniądze. Mogą ubiegać się o zwrot pieniędzy, ale klub ogłasza upadłość, a po kilku miesiącach znów pojawia się na mapie Polski, tylko tym razem w roli drużyny czwartoligowej.
Można więc posiadać klub, zadłużyć go na wiele milionów złotych – innymi słowy oszukać biznesmenów, którzy włożyli w ten klub swoje pieniądze, zlikwidować klub i zacząć od zerowego długu w czwartej lidze.
Wiele zasłużonych klubów padło w ten sposób. Myślę, że nie jest to do końca przypadek, a sposób na dorobienie się pieniędzy. Jestem zdania, że w takim przypadku, gdy klub upada i ma dług na poziomie np., 30 mln złotych, to powinien zostać zlikwidowany, dług zamrożony (czyli nie wzrasta jego dług), a klub nie ma prawa wystartować w rozgrywkach dopóki ktoś nie wykupi klubu za kwotę, która pokryje wszystkie długi.
Jeśli więc Wisła Kraków by upadła, mogłaby „przeleżeć w szafie” nawet 10 lat, a nazwy i barw klubowych można by użyć dopiero po wykupieniu klubu na kwotę, która została oszacowana w dniu upadku. Pieniądze powinny zostać przelane na konta wierzycieli i dopiero wtedy klub miałby prawo funkcjonować zaczynając od czwartej ligi.
Niestety w przypadku obecnie istniejących przepisów, klub może ogłosić upadłość w styczniu, zniknąć z Ekstraklasy, a jakiś biznesmen wykupić by mógł nazwę i barwy klubowe za 2 miliony złotych i zacząć nowy sezon od czwartej ligi… – Jawny przekręt…