Sprawa Mirosława G. jest chyba typowym przykładem politycznej walki w Polsce. Zwolennicy PiS uważają go za łapówkarza i mordercę, zwolennicy innych partii uważają go za kozła ofiarnego czwartej RP. Nie demonizując sprawy i nie biorąc pod uwagę faktu walki politycznej, która nie wiem komu i czemu miałaby służyć uważam, że skazanie lekarza na rok więzienia w zawieszeniu, za przyjęcie 17,5 tysiąca złotych od wdzięcznych pacjentów, jest wyrokiem dziwnym.
Fakt faktem, że przyjmowanie pieniędzy przez lekarza jest jakiegoś rodzaju przyjęciem korzyści majątkowej. Patrząc na to wszystko z góry, wyczuwa się w tej sprawie pewien niesmak. Pamiętać jednak należy o tym, że koperta włożona do kieszeni lekarza jest podziękowaniem, a nie przekazaniem pieniędzy by wcisnąć się w kolejkę, bądź załatwić jakąś sprawę. Jest to zwykłe podziękowanie lekarzowi za zaangażowanie w ratowanie życia. Nie zrozumieją tego ci, którzy nie siedzieli na korytarzu szpitalnym modląc się o życie swoich dzieci, rodziców czy dziadków. Wiem co czuja pacjenci i rodziny osób, którym ratowano życie. Sam byłem w podobnej sytuacji i sam przekazałem kopertę, ale te pieniądze nie miały dla mnie żadnej wartości biorąc pod uwagę fakt, że lekarz ratował życie najbliższej mi osoby.
Najbardziej oburzyły mnie słowa wypowiedziane przez byłego ministra sprawiedliwości Zbigniewa Ziobro, który na konferencji prasowej powiedział: “Ten pan już nikogo nie zabije”. Są to ciężkie oskarżenia, które nie dość że padły z ust polityka zajmującego zaszczytne miejsce w rządzie, to jeszcze wypowiedziane publicznie na konferencji prasowej. Nie wyobrażam sobie swojej rekcji, gdyby Ziobro powiedział tak np., o moim ojcu.
Od kilku lat lekarz nie wykonywał swojego zawodu, a transplantologia straciła świetnego fachowca, który wbrew nagonce politycznej, ludzi nie zabijał. Ratował im życie. Po jego aresztowaniu, w Polsce spadała liczba przeszczepów, a pacjenci potrzebujący go jak najszybciej po prostu umierali. Mirosław G. stał się ofiarą nowej polityki, zwanej czwartą RP. Proces i cała otoczka była dobrym przykładem dla innych lekarzy, by lepiej nie brali pieniędzy, które miałyby być podziękowaniem ze strony pacjenta bądź jego rodziny.
Dziwię się trochę, że lekarz jest winny tego, że pacjenci podrzucali mu pieniądze w kopertach. O dziwo, żaden z pacjentów czy członków jego rodziny przekazujących kopertę nie zostali oskarżeni i postawieni przed sądem. Pytanie samo się nasuwa. Czy pacjentowi wolno przekazywać pieniądze za pomoc, a lekarzowi nie wolno ich przyjmować? Wygląda na to, że tak to działa. A gdyby lekarz poszedł do Urzędu Skarbowego i zapłacił podatek od darowizny, byłby niewinny? I na koniec jeszcze jedno. Gdyby ktoś na ulicy podarował mi kopertę pełną pieniędzy, czy musiałbym stanąć za to przed sądem?