Gdy byliśmy dziećmi nie zastanawialiśmy się nad życiem naszych rodziców. Są, bo być muszą, chodzą do pracy, śpią w jednym łóżku, idą na wywiadówkę, ciągle czegoś chcą, cały czas się wymądrzają i dają „dobre rady”. Kompletnie nas nie interesuje jak się poznali, jak wyglądało ich dzieciństwo, jak wchodzili w dorosłość, jak czują się jako rodzice, bo skupiamy się tylko na sobie…
Przechodzimy przez życie, rodzice stają się coraz to mniej potrzebni. Poznajemy ludzi, aż wreszcie postanawiamy, że „ta” kobieta będzie moją żoną. – Bo mamy wspólne zainteresowania, bo seks jest świetny, bo życie razem wydaje się tym, czego w życiu pragniemy najbardziej…
Rodzi nam się syn, więc planujemy, że zmienimy mieszkanie na większe, a może wybudujemy dom? Musimy kupić większy samochód, bo w stary nie wejdzie wózek. Chyba czas zmienić pracę, bo masz za mało kasy na takie zmiany… Twoja żona opiekuje się dzieckiem w sposób wręcz irracjonalny. – Chucha i dmucha na malucha, i sprawdza dupę po każdym pierdnięciu, czy czasami nie ma odparzeń…
Zatracacie się w świecie dziecka i zmian w życiu. Twoja żona patrzy tylko na syna, Ty wydajesz się być już kompletnie nie potrzebny. – No dobra, masz kasę, więc jesteś jednak coś wart, ale nie jesteś wart nic więcej niż pieniądze, które masz. Twoja sperma zamieniła się w dziecko, które w pewnym sensie stała się dla Twojej żony przekleństwem, bo nie może już pójść na dyskotekę, by się rozerwać, a z drugiej strony dała Twojej żonie wymarzone dziecko, które jest jej oczkiem w głowie…
Relacje między Wami spierdolone są do szpiku kości i chyba tylko amputacja mózgu Twojej żony może sprawić, że zmieni obraz twojej postaci na człowieka dobrego, uczynnego i dbającego o rodzinę. Kobieta zaczyna widzieć w swoich oczach męża jak wroga i stara się wychować SWOJEGO syna (choć nie jest tylko jej dziełem), w kogoś całkiem innego niż tatuś…
Zaczynasz patrzeć na swojego syna jak na wroga. Gdy on się pojawił, zniknęła Twoja ukochana kobieta, dla której wcześniej oddałbyś wszystko. Twoje życie zamienia się w ciągłe czekanie – może dziś będziemy się kochać, nie widziałem gołej kobiety od dwóch lat, siedmiu miesięcy, trzech tygodni i pięciu dni. Ale przychodzi wieczór, a Twoją żonę boli głowa, cały dzień „męczyła” się z dzieckiem, a Ty sobie siedziałeś spokojnie w pracy…
Wracasz więc codziennie z roboty, robisz sobie kanapki, bo żona nie zrobiła obiadu. Siadasz przed telewizorem, otwierasz gazetę, albo po prostu włączasz komputer. Chodzicie sobie po jednym mieszkaniu, kompletnie nie zwracając uwagi na siebie. Twój syn dorasta, chodzi do szkoły, gra w piłkę na dworze….
Mijają lata, wasz syn uważa swoich rodziców za idealną parę. Idzie na studia, kończy je, wyprowadza się z domu. Chce stworzyć swoją rodzinę i marzy o tym, by była tak wspaniała jak ta, w której grał rolę kochanego dziecka…
Błędne koło życia zamyka się w naszych pierdolonych czterech ścianach. Obserwujemy grę we „wspaniałą rodzinę” i chcemy w przyszłości stworzyć swoją, tak samo idealną ja ta, w której się wychowaliśmy. A później pojawia się rzeczywistość, która sprawia, że nie chcesz być dorosłym. Nie chcesz już być mężem, żoną, ojcem, matką. Chcesz być tym dzieciakiem, które w najszczęśliwszych czasach swojego życia grało na Nintendo i ratowało księżniczkę w Super Mario Bros…
I facet już wie, że księżniczki występują tylko w grach i filmach. Kobieta też zrozumiała, że nigdy nie przyjdzie po nią ten Super Mario. Życie to nie gra. Życie to nie film. Życie może stać się bajką, ale tylko pod warunkiem, że każdy poziom przejdziesz po swojemu…