Pogadanka o śmieciach

Śmieci mamy w lesie tyle, że moglibyśmy z nich tworzyć ekologiczne drzewa z puszek, butelek, podpasek czy pampersów. Można by też zrobić mech z kanap, grzybki z pustaków i lodowisko z płytek. Nie zabrakłoby też ptaszków z papieru, mgły z popiołu, a nawet zajączków z muszli klozetowych. Brzmi to zapewne absurdalnie, ale bardziej absurdalne jest to, że te śmieci leża w lesie, a nie na wysypisku i wszystko dla zaoszczędzenia 20 złotych miesięcznie. Tak, dla jednych 20 złotych to noże być duża kwota, ale to chyba nie jest kwestia pieniędzy, lecz mentalności. Dwie dychu tu, pięć dych tam i już mam papierosy lub piwo – na tydzień. Takie jest właśnie podejście. Nie oszczędzamy, by coś w życiu zmienić, tylko by się najebać lub opalić. Widzieliście obskurne kamienice, z których wali się tynk, a klatka schodowa przypomina chlew? Ja widziałem i wiecie co mnie najbardziej dziwi? Że ci ludzie sami niszczą to co mają lub w ogóle nie interesuje ich to, że jest brzydko, obskurnie, niemiło i odstraszająco. Żyją tak od lat i jeśli nawet miasto ze swoich pieniędzy ulepszy im życie, to oni sami to zniszczą bądź ukradną.

Weźmy na przykład blokowiska w dużych miastach. Ludzie mają ekskluzywnie wykończone mieszkania, a na klatce schodowej mimo tego że są domofony leżą niedopałki, zapałki, paczki papierosów, ściany są porysowane i oplute. W skrajnych przypadkach można tam znaleźć butelki, szczochy lub wymiociny. Skoro mieszkańcy własnego bloku, kamienicy, czy domku wolno stojącego nie dbają o swoje, to czy zadbają o nasze wspólne dobro jakim jest choćby las? Nie wierzę w to. I musi minąć naprawdę wiele czasu, musi zdechnąć kilka pokoleń, byśmy zrozumieli, dbali, szanowali i brali odpowiedzialność za to, że śmieci wyrzucone do lasu to nasza wina, a nie producenta lodów który stworzył papierowe opakowanie, producenta pieluszek, że są jednorazowego użytku, czy wina płytkarza, że na naszą prośbę usunął stare płytki którymi się znudziliśmy.

Ludzie są jedną wielką egoistyczną banda niewiele różniąca się od małp człekokształtnych. Proste myślenie niektórych ludzi aż boli od słuchania, a ich poczynania są wręcz porażające. Przypominam sobie sytuację, w której przyjechał do mojego ojca znajomy. Siedzieliśmy w letniej altance, a ten wyciągnął z kieszeni batonika, rozpakował go, wziął do ust, a papierek wyrzucił obok siebie. Widząc to poczułem się zażenowany poziomem myślenia tego prostaka, a mój ojciec się zagotował, zjebał go i kazał mu go pozbierać. Wyobrażacie sobie, jaka po tym wszystkim panowała gęsta atmosfera? Niemal zaczęło padać i grzmieć. I jak to bywa z burzą długo nie trwała. Za chwilę pozbierał śmiecia, który leżał koło niego i udał się z nim do kosza. Niestety ten facet zamiast trafić tam gdzie śmieć, pojechał do domu.

Ustawa śmieciowa to kolejny świetny pomysł na ratowanie przydrożnych rowów i lasów od śmieci. Szkoda tylko, że nasi rodacy sami nie potrafili wpaść na pomysł by nie zaśmiecać tych miejsc, tylko zrobili to za nich państwowi urzędnicy, a lokalni zastali do tego zmuszeni. Wszystko po to by żyło się nam wszystkim czyściej i przyjemniej. Ta ustawa zwolniła ludzi z myślenia, ale nie płacenia. Ale chyba nikt nie myślał, że śmieci będzie ktoś wywoził tak jak ksiądz prowadząc mszę za „Bóg zapłać”? W całej tej ustawie jest tylko jeden mankament. Różne formy płatności – w zależności od ilości mieszkańców, ilości metrów kwadratowych domu lub ilości zużycia wody. Rozumiem sens płacenia od ilości mieszkańców. No bo na logikę, im więcej ludzi, tym więcej śmieci. Nie rozumiem tylko, że trzeba składać deklarację, ile osób zamieszkuje dany dom lub mieszkanie. Nie rozumiem, bo płatność wedle mnie powinna być zależna od ilości zameldowanych osób, a nie przebywających w danym miejscu. Dlaczego? Bo ludzie mają możliwość oszukiwania i podają o wiele mniej osób niż mieszka faktycznie. Gdybyśmy dziś sprawdzili ilość osób podanych w deklaracjach w 30 tysięcznym mieście, to okazałoby się, że połowa z nich mieszka na marsie albo księżycu. Daje to zwyczajnie pole popisu dla nieuczciwych.

Płatność za śmieci w zależności od metrów kwadratowych to jakaś pomyłka pomyłek i brzmi raczej jak czarny humor z „Monty Pythona”, niż wymiar kary. Ja np. mieszkam w 200 metrowym domu wraz z ojcem, a sąsiad z żoną i dwójką prawie dorosłych dzieci w 100 metrowym domu. Oni płaciliby o połowę mniej, a jest ich o połowę więcej. Czy to uczciwe i sensowne?

Ostatnią złodziejską formą płatności za śmieci jest naliczanie stawki w zależności od zużycia wody. Czy to, że 5 osobowa rodzina nauczona czystości, kąpiąca się codziennie w wannie pełnej wody, to grzech? Czy to, że o siebie dbają oznacza, że muszą ponieść karę finansową? Czy ludzie posiadający trawniki, które chcą latem zrosić wytwarzają przy tym śmieci? Kurwa – ludzie. Przecież te przepisy są jakieś pomylone i posrane, a najdziwniejsze w tym jest to, że nikt kto nad tym głosował nie widział w tym absurdu. Mój teściu z opłaty za śmieci wysokości 40 złotych miesięcznie ma teraz rachunek na kwotę ponad 200 złotych. Ludzie nie spuszczają wody w kiblach, nie myją na bieżąco naczyń, nie myją samochodów w przydomowych ogródkach i nie podlewają zielska. Oszczędzają wodę jak mogą, by obniżyć koszty wywozu śmieci i wiecie co? Dojebali im wyższe rachunki za wodę, bo zużycie wody spadło na tyle, ze wodociągi nie mogą związać końca z końcem. – Kurwa!

I powiesz takiemu ustawodawczy jednemu czy drugiemu, że przepisy jakie ustalają to absurd, to oni powołają się na konstytucję z 3 maja 1791 roku. Tłumaczą się tak, jakby była to księga dla obłąkanych i psychicznie chorych ludzi, których świat wyglądałby tak jak nasz, gdyby rzeczywiście istniał. I nie wiem do końca, czy kraj w którym mieszkam to ten prawdziwy, czy urojony gdzieś daleko w moich zwojach. A może ja leżę przywiązany pasami do łóżka, naładowany antydepresantami i żyję w swoim małym, szalonym, urojonym i absurdalnym świecie? Sam już nie wiem…

stat4u