Metoda na „Caritas”

Kto z Was nie słyszał o metodzie wyłudzania pieniędzy od starszych osób zwaną „na wnuczka”? Media krajowe grzmią i huczą. W lokalnych gazetach na pierwszych stronach pisze się komunikaty ostrzegające o tego typu oszustwach. Często rozmawia się w towarzystwie na ten temat i nikt nie dowierza, że ktoś się na to łapie. Mimo wszystko metody te nadal są skuteczne, a ta na jaką złapał się niemal mój sąsiad przechodzi wszelkie pojęcie…

Wyobraźcie sobie, że podjeżdża pod dom (prawie mojego sąsiada) samochód, a z niego wychodzi kobieta i mężczyzna. Oboje przedstawiają się jako pracownicy Caritasu zbierający pieniądze na szlachetny cel niesienia pomocy poszkodowanym w trzęsieniu Ziemi w Nepalu. – Jak przedstawiają, pieniądze są bardzo potrzebne, bo miliony ludzi nie ma gdzie spać, co jeść i w co się ubrać.

Ponieważ Caritas ma silne powiązania z polskim kościołem mówią im, że pieniądze zbiera „nasz” ksiądz i to do niego należy je zawieźć. Mało tego. Zapewniają także, że za każdą złotówkę ksiądz odda 2 razy tyle, ale dopiero gdy akcja się zakończy. Możliwość podwojenia stawki skusiła sąsiada, więc postanowił, że lepiej oddać więcej kasy, by więcej „wyciągnąć”. Ponieważ nie miał pieniędzy przy sobie, zawieźli go do oddalonego o 10 km banku. Gdy pieniądze już zostały podjęcie, pojechali z nim do księdza…

Podjechali pod plebanię i tam kobieta biorąca udział w procederze oszustwa poprosiła sąsiada o pieniądze. Gdy je dostała powiedziała, że teraz razem muszą udać się do księdza. Gdy oboje wyszli z samochodu, w momencie odwróciła się na pięcie, wsiadła do niego i razem ze swoim wspólnikiem uciekli, zostawiając starszego pana bez pieniędzy pod plebanią.

Gdy usłyszałem tą historię byłem przekonany, że jestem wkręcany. Mimo, że ta historia jest prawdziwa, nadal wydaje mi się nieprawdopodobna. Przyjeżdżają obcy ludzi pod dom, proszą o pomoc, zawożą pod bank, a następnie pod plebanię. W biały dzień, w gronie dziesiątek świadków jak gdyby nigdy nic kradną – UWAGA – 7.200 złotych i uciekają. Nikt nie pamięta marki samochodu, numerów rejestracyjnych, a jedyny znany szczegół sprawcy – „facet był łysy”. Gdyby tego było mało szok oszukanego był tak duży, że zgłosił całą sprawę na policję dopiero 12 godzin po zdarzeniu.

Nie wiem, jak nazwać zachowanie ofiarodawców, którzy oddają wszystkie swoje pieniądze obcym, nieznanym ludziom. – Dobrocią, naiwnością, głupotą, debilizmem czy dysmózgowiem? Nadal nie mogę uwierzyć, że starszy facet oddał oszczędności wielu lat życia bez zastanowienia. Dla mnie cała ta historia brzmi jak niesamowita opowieść dzieci z Bullerbyn. Dlatego jeśli macie dziadków, starszych rodziców, a nawet sąsiadów uświadamiajcie im, że nikt nie ma prawa zgłaszać się do nich po pieniądze. A gdy to już się stanie niech szybko zgłaszają tą sprawę na policję.

Opublikowany 2015-07-03
stat4u